środa, 6 lipca 2016

Wierność i uczciwość małżeńska

To dwa przymioty małżeństwa wzajemnie się przenikające. Wierność jest rozumiana najczęściej w znaczeniu fizycznym. A co to jest uczciwość małżeńska?
To stawianie męża na pierwszym miejscu. To wspólne planowanie, pytanie małżonka o zdanie to koniec z sytuacją pod tytułem "mamo co byś zrobiła". Oczywiście nasi rodzice i inne nasze autorytety są nadal ważne, lecz nie najważniejsze.
To całkowita pewność wobec siebie i zaufanie. Nie ma w małżeństwie żadnych tajemnic. Za wyjątkiem miłych niespodzianek.
To jednocześnie własna przestrzeń. Telefon,kalendarz? Wypad na ryby? Nie sprawdzam Twoich SMS-ów i umówionych spotkań, nie śledzę Cię na rybach. Ty w zamian za to jesteś uczciwy czyli wierny, nie potrzebujesz nic ukrywać.
To rozwiązywanie konfliktów wewnątrz małżeństwa, a nie on z kumplami na piwie, a ona z koleżankami na lodach. 

czwartek, 14 kwietnia 2016

niedziela bez internetu

Internet to straszny czasoposysacz. Fakt spełnia funkcję telewizora(którego nie mamy z wyboru), gazet i dostępu do wiadomości komunikacji ze znajomymi i z rodziną, słuchania muzyki(bo ulubione radio tylko w sieci dostępne w naszym mieście), a nawet uczestnictwa w rekolekcjach przez youtuba. I tak też komputer włączony jest u nas przez większość dnia. Śniadanie plus serial to normalka. Obiad? Także. I tak cały czas. Ja tylko na momencik coś sprawdzę, przecież nie było mnie na fejsbuczku przez całe pół godziny może już jest milion ważnych postów bez których żyć nie mogę? Na szczęście zaczęło nam to przeszkadzać, męczyć. Nie mówię, że to totalne zło, ale jednak wypada ograniczyć. Mam jakieś swoje stałe punkty programu, a potem staram się wyłączać, by być dla synka nie tylko z doskoku. Nawet jeśli to oznacza odcięcie od ulubionego radia, przecież raz na jakiś czas potrzeba też odmiany! To samo po południu kiedy mąż wraca z pracy. Czasem jemy obiad razem i wtedy bez internetu, czasem mąż je sam bo my już jedliśmy wcześniej i wtedy ma swój czas oglądania odetchnięcia od pracy. Nawet jak jemy razem to też mąż ma potem ten czas. Potrzebuje w ten sposób zresetować się od pracy i ja to rozumiem. Jednak jest też pewien kompromis. Po "wyznaczonym czasie" komputer się wyłącza i jest wspólna zabawa z synkiem, lub zabawa taty i synka, a mamy czas dla siebie.
Niedziela natomiast jest czasem jeszcze szczególniejszym. Staramy się komputera w ogóle nie włączać by nie kusiło, bo tylko na momencik... Czasem to męczy, czegoś brakuje, ale na koniec dnia przychodzi refleksja - ale było fajnie - tak też można! Ja chcę jeszcze raz! A wy? Jakie macie czasoposysacze? Czy możecie coś z tym zrobić? A może się Wam nie chce? 

poniedziałek, 25 stycznia 2016

GAZETY

Z rodzinnego domu mąż wyniósł przyzwyczajenie do czytania gazet w toalecie. Jest tam ich zawsze mnóstwo. Nie wiem jak to się narodziło, ale jest. Zupełnie mi to nie przeszkadza bo i czemu. Aż do... czasu gdy w naszej łazience walają (tak walają) się gazety wszędzie tam gdzie akurat zupełnie mi przeszkadzają. Próbowałam rozmawiać z mężem o stojaku na gazety, czymkolwiek co je uporządkuję, lub o zabieraniu ich po wyjściu. Nie zdaje to jednak egzaminu, Siła przyzwyczajenia. W jego domu rodzinnym jest nawet gazetownik, ale nikt i tak z niego nie korzysta. A mnie szlak trafia jak się ciągle na te gazety natykam. I tak się zaczęłam zastanawiać czy to jest coś na co właśnie mam przymrużyć oczy? Czy jednak walczyć o swoje? To przyzwyczajenie niby dla mnie nie szkodliwe i mnie nie dotyczące, aż raz na jakiś czas naprawdę ta gazeta w tym miejscu akurat mi przeszkadza. I co wtedy? Przyzwyczaić się? Przełożyć? Wyrzucać? Umówić się, że albo?albo? Próbowałam. Z premedytacją(?) wziął tam moją gazetę i zostawił. Że niby jak powiedziałam, że będę wyrzucać to teraz niech pokażę na co mnie stać, Nie wyrzuciłam, zaczęłam się zastanawiać, Jeszcze nie wiem. Chyba spróbuję się przyzwyczaić. A może jednak spróbuję gazetownik? Może się uda?