poniedziałek, 25 stycznia 2016

GAZETY

Z rodzinnego domu mąż wyniósł przyzwyczajenie do czytania gazet w toalecie. Jest tam ich zawsze mnóstwo. Nie wiem jak to się narodziło, ale jest. Zupełnie mi to nie przeszkadza bo i czemu. Aż do... czasu gdy w naszej łazience walają (tak walają) się gazety wszędzie tam gdzie akurat zupełnie mi przeszkadzają. Próbowałam rozmawiać z mężem o stojaku na gazety, czymkolwiek co je uporządkuję, lub o zabieraniu ich po wyjściu. Nie zdaje to jednak egzaminu, Siła przyzwyczajenia. W jego domu rodzinnym jest nawet gazetownik, ale nikt i tak z niego nie korzysta. A mnie szlak trafia jak się ciągle na te gazety natykam. I tak się zaczęłam zastanawiać czy to jest coś na co właśnie mam przymrużyć oczy? Czy jednak walczyć o swoje? To przyzwyczajenie niby dla mnie nie szkodliwe i mnie nie dotyczące, aż raz na jakiś czas naprawdę ta gazeta w tym miejscu akurat mi przeszkadza. I co wtedy? Przyzwyczaić się? Przełożyć? Wyrzucać? Umówić się, że albo?albo? Próbowałam. Z premedytacją(?) wziął tam moją gazetę i zostawił. Że niby jak powiedziałam, że będę wyrzucać to teraz niech pokażę na co mnie stać, Nie wyrzuciłam, zaczęłam się zastanawiać, Jeszcze nie wiem. Chyba spróbuję się przyzwyczaić. A może jednak spróbuję gazetownik? Może się uda?